To w końcu polecasz, czy nie?
Piszę
swoją książkę, ale to nie znaczy, że cudzych nie czytam. Dzisiaj opowiem wam co
nieco o Mniej złości, więcej miłości
Natalii Sońskiej, która to swoją drogą jest niepoprawną optymistką, jak możemy
przeczytać na ostatniej stronie.
Czy
to prawda?
Przeczytawszy
Mniej złości… powiem zdecydowanie nie!
Jeszcze
inną drogą przekażę, co wyczytałam na odwrocie:
„Masz ochotę poznać
historię barwną jak lato?
Usiądź, odpręż się i poznaj inne oblicze miłości…”
I dalej, po krótkim przedstawieniu
treści książki:
„Mniej złości, więcej
miłości
To historia o przyjaźni, uczuciach, rodzinnych więziach,
nierozwiązanych zagadkach, niedopowiedzeniach
i ogromnym poświęceniu. Burzliwe emocje biorą tu górę,
złość pojawia się niejednokrotnie, a miłość odgrywa
jak zwykle bardzo ważną rolę.”
Jestem oburzona.
Zawsze myślałam, że optymiści patrzą na
świat przez różowe okulary. Cóż… najwyraźniej nie rozumiem terminu niepoprawny optymista. Ach! Nie. Rozumiem.
Pozwolę sobie zacytować:
„ktoś nastawiony do wszystkiego pozytywnie,
spodziewający się zawsze pomyślnego obrotu spraw,
nieprzejmujący się niekorzystnymi sytuacjami, wypadkami”
(Klik)
Co za tym idzie ktoś, kto zawsze wierzy
w dobre zakończenie, powinien również je tworzyć. No chyba jednak nie.
Niestety.
Lubię…
nie, nie, KOCHAM książki z dobry zakończeniem, ale jeśli ta opowieść kończy się
dobrze, to ja nie jestem bloger.
Nie
mogę powiedzieć, że książka była beznadziejna. Wręcz przeciwnie! Była naprawdę
fascynująca. Autorka budowała napięcie od samego początku. Żaden, nawet najmniejszy,
szczególik nie wymknął się jej. Manipulowała mną nie pozwalając nawet domyślić
się zakończenia.
Zaskakującego
zakończenia.
O
ile z opisem książki mogę się zgodzić w 85%, o z wyrażeniem historia barwna jak lato absolutnie nie.
No chyba, że ktoś odpuści sobie ostatnie dziesięć stron. Te nieszczęsne kartki
niszczą całą lekkość i optymizm. Skończyłam ją czytać tydzień temu i nadal nie
mogę się otrząsnąć. Niemiłosierny kac książkowy.
W
ogóle, jeśli ktoś zastanawia się nad przeczytaniem tej książki to sumienie nie
da mi spokoju, jeśli nie wspomnę, że jest to druga część historii Kingi i Hani.
Racja.
Nie wspomniałam o treści.
Na
samym początku poznajemy pewną młodą? Dorosłą? Nie wiem. Dla mnie, każdy kto
już skończył studia jest stary. Powiem kobietę. Pewną kobietę o imieniu Kinga.
Pracuje ona w piśmie modowym i prowadzi całkiem spokojne, szczęśliwe życie. Ale
potem BUM! I wszystko zaczyna się walić.
Zwyczajna,
niczym niewyróżniająca się powieść obyczajowa. Zazwyczaj owych powieści nie
czytam, bo mam dość naszej rzeczywistości, ale Pani Sońska napisała idealną
książkę na wycieczkę szkolną. Ot, idealna na 10 godzinną podróż. Właśnie w
mniej więcej tyle ją przeczytałam. Lekki styl pisarki pasuje właśnie na długi
podróże, bo, powiedzmy sobie szczerze, mim zawikłanych relacji Kingi nie ma tu
nic skomplikowanego.
Czytelne
opisy miejsc pozwalają łatwo wyobrazić sobie wszystkie miejsca. Dodatkowo
dostajemy taki gratis- wszystko dzieje się w Warszawie, Szczecinie i jego
okolicach. Emocje też są opisane w bardzo przystępny sposób. Znajdziemy niezły
stosik zagadek, które powoli się rozwiązują na naszych oczach.
Kojarzycie
może powiedzenie: „Nie oceniaj książki po okładce”? Zazwyczaj wymawiamy je w
chwili, gdy widzimy kremowe kartki przywdziane w niezbyt zachęcającą oprawę
graficzną. W tym wypadku było odwrotnie. Okładka napawa mnie takim nadzieją i spokojem,
że nie umiem tego wyrazić. A zakończenie bynajmniej takie nie jest.
Podsumowując.
Serdecznie polecam książkę Mniej złości,
więcej miłości Natalii Sońskiej. Jest to idealne czytadło na dłuższy wyjazd
lub na mało produktywne popołudnie. Relaks gwarantowany. Tylko odpuście sobie
ostatnie dziesięć stron i wymyślcie własne zakończenie, a gwarantuję, że nie
zmarnujecie czasu czytając o przygodach Kingi.
Po
tym jakże optymistycznym zakończeniu nasuwa się pytanie: „To w końcu polecasz,
czy nie?” Polecam, ale nie przywiązujcie się do nikogo zanadto, bo mnie od
rozryczenia się powstrzymało tylko i wyłącznie towarzystwo idiotów w autobusie
Jeszcze
zwyczajowy komentarz do wszystkiego. Chyba zwariuję, jeśli przeczytam kolejną
książkę ze smutnym zakończeniem. Czas powrócić do tradycyjnej fantasy. Jedynej słusznej
literatury.
A
to nie była recenzja. Nie lubię recenzji. Są za sztywne, a jak widzę blogi z
samymi recenzjami to mam dość. Wszytskiego. Powiedzmy, że to była luźna opinia
na temat książki. Nie recenzja. Wystrzegam się tego słowa bardziej niż diabła.
Do kolejnego posta
Saphira
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze!
Każda, choćby najkrótsza, wiadomość daje ogromną motywację do pisania :)