Rozdział 10 Walka

         Miasto było pełne ludzi. Ciężko było przecisnąć się przez tłum. Na ulicach panoszył się korek. Samochody trąbiły zacieklej niż zwykle. Przechodni ledwo słyszeli własne myśli.
         -Jak myślisz, co oni tam robią?- krzyknął Łowczyni do ucha jej brat. Wyczuła kpinę zmieszaną z żartem.
         -Nie wiem i nie chcę wiedzieć- odpowiedziała.
         Chłopak roześmiał się.
         -Ja chyba też.
         -Co tu tyle ludzi?
         -Jest popołudnie- rzucił czarodziej, jakby to była odpowiedź na wszystko. W istocie ludzie wracali z pracy czy szkoły o tej porze, ale zazwyczaj nie było ich aż tylu.
         Po chwili w powietrzu zaczął unosić się odór zgnilizny. Naturalni zdawali się tego nie zauważać.
         -Czujesz to?- spytała.
         -Demony. Dużo, ale gdzie?
         -Masz broń?
         -Tak.
         -To mnie pilnuj, bo ja muszę wyciągnąć moje sztylety z plecaka.
         -Przy takim tłumie? Trochę to niemądre.
         -Są za ślepi, żeby zauważyć cokolwiek poza sowimi smartphonami. Dostali wiedzę o demonach i Łowcach prosto na talerzu, ale nie uwierzyli. Wierzą w niewidzialnych bogów, a w Łowców z krwi i kości nie. To jest dopiero niemądre- marudziła.
         -Rose!- Brad stężał, dziewczyna właśnie założyła plecak. W dłoniach trzymała sztylety, a na ramieniu miała przewieszony łuk i kołczan pełen strzał- Widzę! Z przodu! Cerber!
         Dziewczyna zerwała się do biegu i pociągnęła brata powrotem do baru.
         -Gdzie idziesz!? Musimy go zabić!
         -Debilu, chcesz walczyć z jednym z najpotężniejszych demonów sam!? Wracamy po Jasona i Łowców, którzy byli w barze.
         Wpadli jak burza do budynku. Rose rzuciła krótkie „Cerber” i połowa klientów ruszyła do wyjścia z bronią w ręku. Czarodziejka naliczyła piętnaście osób plus ona, Brad, Jason i Alex. Każdy rozumiał, że Cerber to nie jest podrzędny wyjec, a poważne zagrożenie.
         Potwór doszedł już prawie na wysokość baru. Wilkołaki zaczęły wyć. Ściągnęły uwagę demona na siebie. W tym samym czasie wampiry i Łowcy próbowali zranić Cerbera.
         Trzygłowy pies wielkości trzech ciężarówek dopadł wilkołaki. Jeden zginął przegryziony na pół. Po chwili z grzbietu demona została strząśnięta kobieta. Potwór zmiażdżył jej głowę.
         Czarodziejka wiedziała, że walka w normalny sposób nic nie da. Zmieniła się w orła i próbowała pozbawić oczu środkową głowę. Lewa kłapnęła zębami milimetry od jej skrzydeł. Jason zrozumiał, że dziewczyna chce oślepi psa, więc rzucił się na głowę po prawej, a inny wampir zajął się lewą. Reszta siekła łapy, tułów i szyję z marnymi skutkami. Czarna krew demona była wszędzie, ale stworzenie wydawało się nieporuszone.
         Rose wreszcie wydłubała olbrzymie oko. Głowa zawyła. Cerber był wściekły. Rzucił się wszystkimi trzema głowami na drobnego w porównaniu ze sobą orła. Łowczyni unikała ich jak tylko mogła. Jedna z paszczy właśnie miała zatrzasnąć się wokół niej, ale orzeł stał się kolibrem.
         Rose nie widziała drogi ucieczki. Między zębami nie było nawet najmniejszej szczeliny. Pióra zaczynały przesiąkać cuchnącą śliną demona. Jęzor rzucał się w ogromnej gębie próbując złapać małego ptaszka, który pozbawił go oka. Łowczyni nie miała już siły latać. Skrzydła były zbyt mokre, przesiąknięty gęstą śliną puch ściągał ją w dół.
         Wtem szczęki rozwarły się z potężnym rykiem, który wyrzucił czarodziejkę na zewnątrz. Wszystkie trzy głowy wyły. Rose szybko zorientowała się w sytuacji. Ktoś odrąbał jedną z łap powyżej kolana. Demon nie zwracał na nią uwagi. Absorbował go tylko sprawca bólu. Łby rzuciły się na niego. Rose zorientowała się, że to Brad.
         Nie było czasu na myślenie o skutkach. Poleciała w Strobę środkowej głowy. Przemieniła się w tygrysa i korzystając z pędy poważnie nadwyrężyła kark potwora. Miała nadzieję na oderwanie jej, ale to wystarczyło i czarodziej zdążył uciec.
         Rose zdołała utrzymać się na głowie. Szybkim ruchem pazurów pozbawiła ją drugiego oka. Nie dała rady utrzymać się dłużej wczepiając jedną łapę w głowę. Zmieniła się w orła. Magia nie pozbyła się wody, ale myśliwi są silniejsi, więc wzleciała poza zasięg Cerbera.
         Jason właśnie odciął część nosa głowie, z którą walczył. Łeb został też pozbawiony jednego z oczu. Wampir, który walczył z lewą, leżał na ulicy. Jego głowy nigdzie nie było, ale dłoń nadal kurczowo trzymała miecz.
         W ułamkach sekund Rose dotarła do niego, stała się sobą, wcisnęła sztylety za pasek, wzięła broń martwego i już wracała na głowę po lewej. Usiadła na podstawie szyi. Prawa była zbyt zajęta Jasonem, a środkowa jej nie widziała. Dziewczyna z całej siły waliła mieczem w masywny kark. Dołączył do niej jeden z wampirów i po chwili wreszcie udało się ją odciąć. Przeskoczyli na oślepioną, a inna drużyna zajęła się tą po prawej.
         Kiedy cielsko demona upadło, wampir zapytał ją:
         -Dlaczego od razu tego nie zrobiliśmy?
         -Bo środkowa głowa zżarłaby nas- mruknęła ruszając w stronę rannych.
         Młody chłopak był brzydki jak na wampira. Długie, blond włosy wyglądały jakby nigdy ich nie czesał. Dwudniowy zarost ze złamanym nosem też nie wyglądały zachęcająco. Wskazał na jej T-shirt.
Toksyczna ślina Cerbera przeżarła go w kilku miejscach. Zaczynała też palić skórę. Rose ściągnęła go i z wdzięcznością założyła bluzę wampira. Kiwnęła tylko głową i kazała mu najpierw iść do Brada, bo zauważyła, że mocno krwawi. Wampiry leczyły się szybciej, ale trzeba było pozbierać innych rannych i spalić zabitych.
⇹⇹⇹
         Ofiar było siedem. Dwóch wampirów, dwóch wilkołaków i troje Łowców. Bradley zajął się rannymi. Sam też został ranny, ale leczył każde swoje uszkodzenie na bieżąco.
         Ludzie chyba myśleli, że to jakaś parada albo przedstawienie, bo wiwatowali. Tylko kilkoro dzieci płakało. One zawsze rozumiały świat lepiej niż dorośli. Prawdopodobnie za kilka lat stracą to rozumienie.
         Łowcy zajęli się zmarłymi. Na szczęście niedaleko była mały park, więc przynieśli drewno i ułożyli na nim zmarłych. Rose podpaliła go Mocą, a potem najstarsza z Łowczyń przemówiła:
         -Do Polowania powołani, podczas Polowania zginęliście! Jesteście bohaterami, którzy zginęli w obronie ludzi. Pokonaliście Cerbera, sługę samego Wielkiego Demona! Zasłużyliście na nagrodę, więc dołączcie do Niebiańskiego Polowania!- po tych słowach nastała chwila ciszy, a potem kobieta powiedziała imię każdego z poległych i z osobna wysłała ich do Niebiańskiego Polowania. Tak naprawdę niewielu Łowców wierzyło w to albo inną religię, ale wszyscy chcieli się jakoś pożegnać ze zmarłymi. Niebiańskie Polowanie było po prostu dobrą tradycją, dlatego każdy je wykorzystywał.
         Nadnaturalni stali w bezruchu. Nie odzywali się nawet słowem, ale ludzie wiwatowali mimo to. Ciszę wśród Łowców przerwał Bradley.
         -Powinnyśmy stąd znikać zanim zorientują, się że to było naprawdę- szepnął.
         Alex szybko pożegnała się z Jasonem i ruszyła w sobie tylko znane miejsce.
         -Brad, to moja wina. To na pewno ten demon wysłał Cerbera. To przeze mnie ci Łowcy nie żyją- powiedziała suchym głosem.
         -Nie, Rose. Od dawna pojawia się tu mnóstwo potężnych demonów. Poza tym oni zginęli na Polowaniu. Słyszałaś, są bohaterami. To była ich wola walczyć z nami.
         -Co?
         -Znałem ich wszystkich. Każdy z nich został Łowcą z własnej woli, nikt się nim nie urodził. Wiedzieli na co się piszą.
Delikatnie objął siostrę i odeszli od stosu. Ktoś z ludzi zorientował się, że walka była na serio i wezwał służby. Syreny wyły coraz głośniej.
Rose spojrzał przez ramię. Inni Łowcy już zniknęli.
-Gdzie idziemy?- spytała.
-Chyba byle dalej stąd.
-Kiciu, idziemy po mój motor- Jason cały czas próbował być złośliwy, ale czarodziejka usłyszała lekkie wahanie w jego głosie. Wiedział, że to on mógł tam zginąć.
Po krótki spacerze chłopcy wsiedli na motor. Rose znów stała się myszą i wpełzła do kieszeni Bradleya..
-Musimy odpocząć. Możemy jechać do ciebie, Rose? U nas jest Pam, a wolałbym nie dyskutować z nią teraz. Nie chce mi się.
Myszka spojrzała na brata groźnie za to, że pyta dopiero po przemianie, ale kiwnęła główką. Motor zawarczał. Chłopacy założyli kaski i pojechali.
⇹⇹⇹
Rose zsiadła z motoru. Jason był tuż za nią. Za plecami słyszała wyraźne bicie dzwonów oznajmiających północ. Spojrzała na chłopaka. Stał tyłem do niej. Zaczynał obracać głowę. Tułów pozostał na swoim miejscu. Rose widziała jednocześnie plecy i oczy Jasona. To było nienormalne. Rose stężała.
Twarz wampira zaczęła się zniekształcać. Wyglądał tak, jakby ktoś wylał mu kwas na skórę.
-Podobało się przedstawienie, kiciu?- spytał Jason.
Nie Jason.
Demon. Ten sam demon, na którego polowała…
Albo ten, który poluje na nią.
Rose próbowała się odsunąć, ale potknęła się i upadła.
-Czego ode mnie chcesz?- spytała przerażona.
-Ja? Och! Niczego skarbie…- tułów odwrócił w jej stronę. Potwór zrobił krok do przodu i wyszczerzył zęby w makabrycznym uśmiechu- Tylko twojego życia.
-Dlaczego?- jęknęła.
-Twoi rodzice pokrzyżowali moje plany. Zesłali mnie na szesnaście lat do piekła. Myślisz, że wybaczyłem- Rose przełknęła ślinę- Odpowiedź brzmi „nie”. Powiem ci też, ale to w sekrecie, że mam zamiar się zemścić. Najpierw sprawię, że stworzysz sobie pozory szczęścia. Może pozwolę ci się zakochać, kto wie?- roześmiał się- Ale potem… Potem będziesz patrzeć jak wszyscy, których pokochałaś umierają długo. I boleśnie.
Roześmiał się swoim ulubionym, mrożącym krew w żyłach śmiechem i jego postać zaczęła się rozmywać.
-Ale dlaczego?

Nikt nie opowiedział na to pytanie. Demon zniknął.
Hej!
Przepraszam za tak dużą przerwę miedzy rozdziałami.
Jak myślicie, o co chodzi z tą ostatnią częścią?
Rose siedziała przecież w kieszeni Brada, a teraz co?
Po prostu zniknął? Troszkę to dziwne, czyż nie?
Pozostaje tylko czekać na rozwój sytuacji.
Do kolejnego posta
Saphira

Komentarze

  1. Piszesz coraz lepsze rozdziały. Opisy są bardziej rozbudowane, dialogi ciekawsze, a akcja wciąga.

    Rose jest bardzo odważną Łowczynią, a do tego nie jest głupia i wie, że czasami potrzeba pomocy drugiej osoby. Teraz trafiła na przeciwnika, który tak łatwo nie zrezygnuje z niszczenia jej życia. A to tylko dlatego, że pragnie zemsty. Liczę, że i z nim dziewczyna da sobie radę.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D
      Staram się, żeby każdy rozdział był choć odrobinę lepszy od poprzedniego, a przynajmniej nie obniżać poziomu, więc takie słowa uznania cieszą mnie niezmiernie :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze!
Każda, choćby najkrótsza, wiadomość daje ogromną motywację do pisania :)