Moja przygoda z językiem angielskim
Ilu ludzi, tyle zainteresowań. Nie da się znaleźć takiej
samej kombinacji. Moja: czytanie, pisanie, rysowanie, język angielski. Ta
ostatnia nie jest ani ciekawsza, ani ambitniejsza, ani oryginalniejsza od
pozostałych. Ba! Nawet wyraźnego początku nie ma.
Pamiętam, że kiedyś tam, w
odległej mgle przedszkola, dostałam od kuzynostwa ilustrowane słowniki. Jeden naprawdę
lubiłam. Naukę wspomagały postaci Disney’a. Nauczyłam się wtedy liczyć od 1 do 12
i kilku kolorów.
Potem mam dziurę. Nie
rozwijałam znajomości angielskiego do 4 lub 5 klasy podstawówki. Wtedy
chodziłam na płatne lekcje organizowane w szkole (u mnie obowiązkowy był
niemiecki). Trwało to może z 1,5 roku. Pamiętam, że wygrałam wtedy konkurs. Byłam
najlepsza, a startowali również starsi ode mnie. Chociaż na początku nie szło
mi jakoś wybitnie. Spaprałam dni tygodnia! Nie nauczyłam się ich i dostałam 1.
To właściwie taka szmata w cudzysłowie, bo nigdzie nie brano tego pod uwagę. Co
ciekawe wtedy nawet nie brałam pod uwagę tego, by uczyć się angielskiego dalej,
bo: „W gimnazjum będę, teraz mi się nie chce!”
I tak też się stało. Po
przerwie kontynuowałam naukę w gimnazjum jako język podstawowy, nad czym
strasznie ubolewałam już w drugiej klasie (a w trzeciej zabiłabym za
rozszerzenie).
Prawdzie moje zauroczenie
angolem zaczęło się w wakacje przed trzecią gimnazjum. Od tak stwierdziłam, że
za 10 lat będę mieszkać w USA. Najprostszą drogą cały czas, jak do tej pory, uważam
studia. Profil przygotowujący do Matury Międzynarodowej w liceum spada mi z
nieba! A do tego potrzebny porządny angielski. Wiadomo egzamin gimnazjalny, itd.
Chwała mojej upartości! Stwierdziłam, że egzamin gimnazjalny piszę z
angielskiego, a nie z niemieckiego (przypominam niemiec- 4h/ tydz. angol- 1h/
tydz.). Zaczęłam chodzić na korepetycje i to wtedy stwierdziłam, że angielski
to moje nowe, ulubione zajęcie. Szło mi świetnie. W około 7 miesięcy
przerobiłam wszystko co moi koledzy i koleżanki uczyli się od podstawówki.
Uważam, że mój przyśpieszony kurs stał się moim błogosławieństwem, bo tak jak
nie umiem niemieckiego, a uczyłam się go 9 lat, tak teraz oglądam spokojnie
seriale i czytam książki po angielsku.
Uwierzcie, z seriali na początku
rozumiesz co piąte słowo plus to co widzisz, ale jest to najlepsza nauka. Po troszkę
więcej niż pół roku oglądam co chcę bez napisów i rozumiem prawie wszystko.
A ostatnio przeczytałam
całą książkę i stwierdziłam, że słownik jest mi niepotrzebny!
Morał z tej całej gadaniny
jest taki, że w życiu nigdy nic nie dzieje się bez przyczyny. Gdybym uczyła się
angielskiego od podstawówki, nie znienawidziłabym niemieckiego, przez co nie
chciałabym zdawać egzaminu gimnazjalnego z innego języka, a gdyby nie to nie
znalazłabym nowego zainteresowania.
Mam nadzieję, że każdy człowiek ma jakąś pasję. Chociaż
jedną. Dzięki nim jest o czym rozmawiać ;)
Bardzo bym chciała mieć taki zapał do angielskiego jak ty. Uczyłam się go tyle lat, że już nie zliczę, a nadal nie umiem. Ostatnio czytam fiszki po angielsku i znalazłam serial, ale jakoś o tym zapominam. Jakie seriale oglądałaś na początku?
OdpowiedzUsuńNa początku na pewno nie Doktor House! A poza tym co się lubi. Ja oglądałam Pamiętniki Wampirów, ale najlepsze są kreskówki.
UsuńW nauce angielskiego najważniejszy jest nauczyciel. Ważne, żeby mieć lekcje indywidualne. Ucząc się w grupie nauczyciel musi skupić się na kilku uczniach, a kiedy masz lekcje tylko ty, wtedy na prawdę dobrze nauczysz się podstaw - czyli najważniejszego. A potem to już z górki ;)
W takiej sytuacji jedyne co mogę ci życzyć, to udanie się w podróż do USA i Anglii, aby się sprawdzić w biegłości wyuczonego języka. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńW Anglii ostatnio byłam i akcent Brytoli jest rozbrajający, poza tym strasznie szybko mówią. A Stany jeszcze muszą na mnie poczekać ;) Bardzo dziękuję :D
Usuń