„After you” przeczytane w oryginale

Ostatnio pisałam o mojej przygodzie z językiem angielskim. Wspomniałam, że przeczytałam książkę w tym języku. Dzisiaj czas rozwinąć temat.
Moje pierwsze spotkanie z Jojo Moyes było bardzo burzliwe. Byłam zła na autorkę za smutne zakończenie „Zanim się pojawiłeś”, ale kiedy zobaczyłam kontynuację tej książki, od razu ją zapragnęłam. W międzyczasie wpadł mi wyjazd do Wielkiej Brytanii. Nie byłabym sobą, jeśli nie odwiedziłabym księgarni. Tam też natrafiłam na „After you”, czyli „Kiedy odszedłeś” według tłumaczenia Niny Dzierżawskiej.
Czytając postawiłam jednak na oryginał. O dziwo wcale nie było trudno. Ot, zwykła książka obyczajowa, czyli dla początkującego idealna.
Na początku było dość depresyjnie, ale akcja rozwijała się bardzo ciekawie. Niespodziewane spotkanie Lou i dziewczyny bardzo związanej z Willem, mimo że nigdy się nie poznali. Pierwsza połowa historii ciągnie się w nieskończoność. Jest przepełniona smutkiem i depresją aż za bardzo. Chociaż muszę przyznać, że jest to realistyczny scenariusz. Potem nareszcie coś się dzieje, a zakończenie jest zaskakujące. I tyle wiesz ode mnie.
Czytając miałam problem ze zrozumieniem obrażeń i opisów otoczenia. Tak nauczyłam się słowa hip, które oznacza biodro albo miednica w zależności od kontekstu, a reszty nie pamiętam! Wiele znaczeń rozumie się z kontekstu, dlatego słownik użyłam może trzydzieści razy. Powiedzmy niech górna granica wynosi pięćdziesiąt. W większości przypadków bez sensu sprawdzać wyrazy. Jeśli rozumiesz znaczną większość, to po prostu nie chce się. Mi się nie chciało.
Gorąco polecam czytanie w obcym języku. Zanim jednak zaczniesz, zrób test. Pobierz fragment książki obyczajowej i przeczytaj pięć stron. Jeśli jest to męczące, bo zbyt często sięgasz po słownik, przestań. A jeśli idzie ci dobrze, świat niepolskich książek stoi dla ciebie otworem. Ja przekroczyłam próg i bardzo się z tego cieszę. Mam nadzieję, że tobie też się uda!

Komentarze