Magiczna przygoda z Shannarą


Wybierz się w magiczną, pełną niebezpieczeństw i przygód podróż z Allanonem. Poznaj Rodzinę Ohmsfordów, czyli potomków potężnego rodu Shannara. Śledź losy kolejnych pokoleń obdarowanych magią. Podglądaj Shea próbującego odnaleźć zaklęty miecz, tak tajemniczy jak zagrożenie przed, który ma ochronić całą Westlandię. Zobacz jak rozkwita przyjaźń między Wilem, a elfią księżniczką Amberle. Razem z Brin i Jairem skosztuj potęgi Pieśni i spróbuj rozgryźć wszechmocnego druida Allanona.

A tak na poważnie. Wymęczyłam pierwsze trzy części „Kronik Shannary” Terry’ego Brooks’a. Jak to zrobiłam to nie wiem. Chyba tylko dzięki upartości.

Tak jak „Miecz Shannary” był dla mnie powiewem świeżości, nowego świata, nowych pomysłów na magię, tak kolejne części to odgrzewane kotlety. Co prawda zmienia się magiczny element, ale czytając trzecią część masz wrażenie, że skądś to znasz. A owo „skądś” to poprzednie części. „Miecz Shannary”, „Kamienie elfów Shannary” i „Pieśń Shannary” zostały napisane według tego samiutkiego schematu. Przychodzi Allanon, wyruszają w podróż, znika Allanon, bohater osiąga cel, Allanon wraca, żeby pogratulować i ponownie znika.

Co prawda nie mogę powiedzieć, że te książki to totalne dno, bo tak nie jest. Mają one swoje bardzo ciekawe momenty. Należą do nich między innymi fragmenty opisujące osiąganie celu wędrówki. Wciągają nieziemsko. Niestety, wyjąwszy te momenty zostają nam zbyt długie opisy krajobrazów i wędrówki i non-stop siedzenie w głowach bohaterów (co samo w sobie złe nie jest i daje duży pogląd na ich uczucia, strach, niepewność, ale jest tego za dużo). Moją ulubioną częścią jest zakończenie „Pieśni Shannary”, kiedy to człowiek ma ochotę sięgnąć po kolejną część. Entuzjazm opada, kiedy przypominasz sobie przez co trzeba przejść, żeby dokopać się do świetnych momentów. Najgorsze jest to, że pomimo genialnych przebłysków, zapomina się o książce w ciągu tygodnia. A o bohaterach jeszcze szybciej.

Na okładce „Pieśni Shannary” czytam: „Terry Brooks znany jest głównie z high fantasy i zaliczany jest do najważniejszych twórców tego gatunku.” Tak się zastanawiam czy po prostu to tłumaczenie nie jest beznadziejne. Może tłumacz zaszalał? Myślę, że jest to prawdopodobne, ponieważ bohaterowie drugoplanowi są zawsze bardzo ciekawymi osobistościami. Nie nudzą, jak to się dzieje w przypadku bohaterów głównych. Mało gadają, a dużo robią. Szkoda tylko, że zawsze muszą być protektorami rodu Shannary.

Kończąc. Serdecznie polecam pierwsze trzy części „Kronik Shannary” jeśli chcecie oglądać swojego zaprzyjaźnionego książkoluba męczącego się albo potrzebujecie wyzwania (najlepiej dla kogoś kto nie jest wami). Jeśli jednak chcecie coś przyjemnego do poduszki, to radzę szukać gdzie indziej.

A ty spotkałeś się już z Terrym Brooksem? Jeśli tak, to daj znać co myślisz o jego książkach;)


Komentarze

  1. Ja się z tym panem nie spotkałam wcześniej :) Szkoda, że książki są takie schematyczne, w sumie nie wiem czy by mi się spodobała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedną część jest można przeczytać, żeby zaznajomić się z autorem, ale więcej to strata czasu ;) Dzięki za komentarz :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze!
Każda, choćby najkrótsza, wiadomość daje ogromną motywację do pisania :)