Dzień z życia smoka
Ze snu budzi mnie dziwne mruczenie. Ani drgnę. Nasłuchuję.
Dźwięk się powtarza. Blisko. Przy brzuchu. Parskam śmiechem. Po prostu jestem
głodna!
Otwieram oczy. Widzę moją
jaskinię. Jest całkiem spora. Większa niż innych smoków- siła robi swoje. Odznacza
się też zdecydowanie większą czystością. Po mojej lewej, za zakrętem, jest
wyjście, a po prawej, w szczelinach, widzę moje łupy. Nic nie zniknęło.
Szmaragd podarowany przez krasnoludy w zamian za uratowanie ich króla. Jedna z
moich ulubionych przygód, ale głód przypomina o sobie, więc nie ma czasu na
rozmyślanie. Widzę kilka innych mniej ciekawych przedmiotów, a kiedy się
odwracam, kątem oka zauważam też tarczę człowieka, który… A zresztą! Nie warto
o tym teraz myśleć.
Wstaję i przeciągam się.
Dawno nie sapałam tak głęboko. Moje kości delikatnie pstrykają, wskakując na
swoje miejsce. Idę kilka kroków, skręcam w lewo, w stronę wyjścia. Słońce
dopiero zaczyna wychylać się zza horyzontu. Czuję pierwsze promienie ciepła.
Mruczę cicho. Uwielbiam to uczucie. Staję na zaokrąglonym klifie. Wyszłam już z
jaskini, więc prostuje skrzydła. Moje łuski błyszczą wszystkimi odcieniami
tęczy. To zasługa słabych promieni budzącego się Słońca.
Wszędzie przede mną widzę
Wilczy Las. Wszystkie rodzaje drzew jakie można spotkać w Smoczym Królestwie
rosną tutaj. Gdzieniegdzie dostrzegam małe polanki, na których w ciągu dnia
wygrzewają się jaszczurki i gdzie w nocy bawią się satyry. Choć może nie w tej
okolicy. Stąd już dawno wygoniłam tych hałaśliwców. Za mną wyrosły ogromne,
strome góry. Wchodzą na nie tylko desperaci. Każdy kto tu wszedł albo został
sprowadzona na dół dzięki mnie albo zginął. Na prawo od mojego klifu spada z
hukiem ogromna rzeka. Kiedy sięga poziomu lasu, tworzy małe jeziorko i rusza
dalej, wzdłuż gór. Patrząc na horyzont
dostrzegam koniec lasu, ale jest on tak daleko, że tylko smoki mogą go
zauważyć, a i to z wielkim trudem.
Zastanawiam się co
dzisiaj zjeść. Jelenia? Jeśli znajdę jakiegoś młodego może… Ostatnio widziałam
wywerny podlatujące irytująco blisko mojej jaskini. Spieczone ogniem smakują
całkiem nieźle, ale są zbyt gumowate. A może delfina? W istocie są to bardzo
smaczne stworzenia, ale jestem zbyt głodna na lot do oceanu.
Wtem w lesie na jednej z
polan zauważam minimalny ruch. Wytężam wzrok. Krzaki poruszyły się niewątpliwie
nie z winy wiatru. Moich uszu dobiega pochrumikwanie. Jestem pewna, że to dzik.
Dobrze jest mieć tak dobry słuch. Zwierzak właśnie wychodzi zza krzaka.
Nie dzik. Dwa dziki.
Wydają się całkiem młode, ale doskonale spasione.
Bingo! Obiad podano.
Cofam się kilka kroków. Zaczynam biec. Na krawędzi klifu wyskakuję i
rozpościeram skrzydła. Mogłam równie dobrze wystartować z miejsca, ale rozbieg
sprawia, że łatwiej nabrać prędkość, a ja wprost kocham szybkość.
Lecę bezszelestnie.
Dzięki wczesnej porze, mój cień nadal zahacza o klify, więc dziki mnie nie
zauważają. Ląduję tuz przed nimi. Polana jest na tyle duża, że mieszczę się na
niej i pozostaje jeszcze całkiem sporo miejsca. Wokół mnie rosną dęby, więc
zastanawiam się jakim cudem nie zajęły jeszcze tej powierzchni. Zwierzęta zaczynają
kwiczeć i próbują uciec, ale wypuszczam smugę ognia. Zwykłe stworzenia nie są w
stanie wytrzymać takiej temperatury, więc dziki zdychają w ciągu kilku sekund.
Obiad podano- mówię w
myślach. Oblizuję zęby. Po drodze napotykam na dziurę. Prycham rozzłoszczona,
ale staram się ignorować myśli o ostatniej walce. Głupi dzieciak.
Zabieram się za posiłek.
Odrywam jedną z osmolonych nóg dzika. Uznaję, że za daleko mam do ziemi, więc
kładę się i łapami przytrzymuje kości podczas odgryzania pysznych
przypieczonych mięśni i tłuszczyku ściekającego mi po pysku. Zjadam tak całe
zwierze, a następnie drugie. Kości zbieram na jedną kupkę.
Zadowolona kładę się na
plecach i podziwiam chmury. Ich kształty szybko się zmieniają. Zauważam kilka
zwierzątko- podobnych i śmieję się w duszy. Po chwili moje oczy zamykają się.
Zaczynam lekko drzemać, ale cały czas pozostaję czujna. Wsłuchuję się w
otaczające mnie otoczenie. Słyszę przebiegającego królika. Wiem, że to królik.
Poznałam po zapachu. Podchodzi do mnie i obwąchuje mój ogon. Najadłam się, więc
pozwalam puchatemu stworzonku na to, co robi. Taki mały królik. Musiałabym
zjeść ich z 20, żeby brzuch przestał mi burczeć, nie wspominając o najedzeniu
się.
W końcu stwierdzam, że
czas na deser. Przekręcam się z powrotem na brzuch, czym płoszę króliczka. Mały
ucieka przerażony. Szybko pochłaniam chrupiące kości. Nie wszyscy je lubią, ale
ja zdecydowanie tak. Gdyby nie zapotrzebowanie na budulec, jadłabym tylko je.
Kiedy kończę ostatnią
kostkę, słyszę dziwne poruszenie w lesie. Zwierzęta nie poruszają się tak głośno,
poza tym moja obecność powinna je przepłoszyć. Wstaję gotowa do lotu. Nie boję
się, ale nie lubię, kiedy coś mnie zaskakuje.
Nasłuchuję odgłosów.
Słyszę kroki dwunożnych i przecinane mieczem rośliny. Składam skrzydła i warczę
dając tym samym znać, że tu jestem. Kroki ustają. Widocznie ludzie, bo to muszą
być ludzie- tylko oni chodzą tak niezgrabnie po lesie, też zaczęli słychać. Tym
razem nie warczę.
Po chwili strzała
przelatuje mi tuż obok głowy i uderza w drzewo na obrzeżu polany, na której
stoję. Strzał nie był celny, bo las jest zbyt gęsty. Łucznik musiał strzelać na
oślep. Jeśli ja ich nie widzę, oni nie mają prawa widzieć mnie. Po ułamku
sekundy słyszę głośne:
-Co ty robisz idioto! Ja
mam ochotę jeszcze pożyć, więc nigdy więcej nie ważcie strzelać do smoka pod
moim dowodzeniem!
-Tak jest, sir!- męski
głos drży z przerażenia.
-No! A teraz, skoro
jesteś taki odważny, idziesz pierwszy! - dowódca najwyraźniej też się boi,
inaczej nie skończyłby na trzech zdaniach.
Przybieram najgroźniejszą
pozycję jaką znam i puszczam dym z nozdrzy. Po chwili na polanę wychodzi
trzęsący się ze strachu żołnierz. Ma na sobie zbroję, łącznie z hełmem, więc
nie mogę dojrzeć rysów twarzy. Na pewno jest wysoki i szczupły, ale to tyle ile
mogę o nim powiedzieć. Na mój widok próbuje się odwrócić i uciec, mimo że nawet
nie drgnęłam. Ciekawe jak wyglądam z jego perspektywy. Za nim pojawiają się
inni. Są podobnie ubrani. Różnią się tylko wysokością i budową ciała, choć i to
nieznacznie. Ustawiają się w szereg, a ich dowódca wychodzi na przód. Tylko on
nie ma hełmu. Na jego głowie widzę przerzedzone siwe włosy, ma też brodę.
Prawdopodobnie złamał kiedyś nos, sądząc po kształcie. W brązowych,
zblakniętych oczach widzę strach. Udaje pewnego siebie, ale czuję, że wolałby
nie przysuwać się do mnie. Prędzej uciekłby gdzie pieprz rośnie!
-Potężny smoku!
Przychodzimy do ciebie w pokoju! Nie chcieliśmy cię skrzywdzić, po prostu ten
dureń- tu spojrzał na przerażonego mężczyznę- tak się przestraszył, że
niechcący wypuścił strzałę.
Pokłonił się dworsko.
Głupi człowiek! Mam ochotę prychnąć, ale ludzie chyba naprawdę myślą, że trzeba
zachowywać się tak w stosunku do smoków. Postanawiam zostawić go w
nieświadomości.
Czego chcesz!? Mężczyzna
blednie, kiedy słyszy moje warknięcie wewnątrz umysłu.
-Czy ty jesteś Wielka
Hikaru?
Zadałam pytanie.
-Wy- wybacz wie-wielki
smoku!- spojrzał w ziemię. Może za bardzo go przestraszyłam, ale jeśli ludzie
boją się mnie, to jestem bezpieczna. Ale nie powinnam przesadzać, bo wtedy będą
na mnie polować jak ten dzieciak…- Mędrzec z naszej wio- wioski z- zmarł i na
łożu śmierci polecił n- nam udać się do Hikaru. Powiedział, że pomożesz… że
możesz nam pomóc wybrać nowego doradcę.
Jak on się nazywał?
-Thomas.
Thomas nie żyje? Myślałam, że ten stary dziad jest nie do
zdarcia. Przyjaźniliśmy się… Sama nie wiem jak długo! Pamiętam go, kiedy
jeszcze kradł jabłka z sadu sąsiada. Wtedy chyba się poznaliśmy. Niesamowicie
wesoły i pełen życia dzieciak. Jeden z niewielu, którzy się mnie nie boją…
Nie bali.
Dawno z nim nie
rozmawiałam. Latałam od wioski do wioski. Patrzyłam co dzieje się na świecie i
nie znalazłam czasu, żeby odwiedzić przyjaciela…
Chyba musiałam zrobić
jakąś dziwną minę, bo mężczyźni się kulą coraz mocniej.
W porządku. Wracajcie do wioski. Polecę za wami i będę was
chronić. Poprowadzę was też najkrótszą trasą. Nie skrzywdzę was. Thomas dobrze
wam doradził. Szkoda, że nie ma już go wśród nas.
Będę tęsknić za tą
wieczną mądralą. Jestem jedynym stworzeniem, przy którym Thomas ukazywał swoją zabawową
naturę. Chciałabym zobaczyć choćby jego ciało, ale pewnie już go pogrzebali.
Żołnierze patrzą na mnie
zdziwieni. Odpowiadam tym samym.
Tak, jestem Hikaru, jeśli nadal nie macie pewności. Zawiadamiam ich spokojnie.
-Wolelibyśmy… Jeśli to
nie problem wielka Hikaru! Wolelibyśmy podróżować samotnie. Moi ludzie bardzo
boją się ciebie. Myślę, że lepiej byłoby gdybyś trzymała się od nas z daleka.
Parskam i wypuszczam z
nozdrzy odrobinę dymu. Mężczyźni cofają się. Boją się coraz bardziej.
-Wybacz jeśli cię
uraziłem, wielka Hikaru! Nie ch…
Skończ! Nie musisz się przede mną płaszczyć. Po prostu to
dziwne, że wolicie iść sami przez Wilczy Las, niż pod opieką smoka. Ale jeśli
taka wasza wola, idźcie! Spotkamy się w waszej wiosce za cztery dni. Tyle czasu
powinno wystarczyć żołnierzom.
Dowódca trochę zbladł. Po
prawdzie cztery dni to dość mało, nawet dla wyszkolonych, silnych mężczyzn. Ale
za głupotę i odmowę Hikaru się płaci. Chce coś powiedzieć, ale ja już startuję
i wracam do mojej jaskini. Żołnierze prawdopodobnie odpoczną tu chwilę, apotem
ruszą. I tak mam zamiar ich pilnować.
Sorry za brak posta w zeszłym tygodniu.
Stworzyłam coś nowego.
Prawdopodobnie pogubię się w tych wszystkich historiach,
ale co począć z weną twórczą?
Myślę, że teraz na zmianę będzie pojawiać się Polowanie i
Dzień z życia smoka. Szkoda, że nikt tego nie czyta 😑
Przynajmniej ja mogę w każdej sytuacji znaleźć szybko moje historie.
Także siemano i do czwartku, jeśli ktokolwiek tu jest
Saphira
Ja czytam. To opowiadanie pisane ze strony smoka jest bardzo ciekawe. Nie wiedziałam, że ta bestia tak postrzega świat. I że stać ją na jakiekolwiek uczucia. Ta troska o żołnierzy ujęła mnie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńUrażasz mnie! Smoki nie są bezmyślnymi stworami. Polecam lekturę "Eragona" albo chociażby "Grę o tron"- tu smoki też nie są bezduszne ^^
Również pozdrawiam ;)