Dzień 2
Dzień w
wiosce
Miałam rację. Cztery dni to było za mało. Mamy
piąty dzień. Do wioski jeszcze nie dotarli. Niedługo powinni tu być. Podróż
żołnierzyków minęła bardzo bezpiecznie. Cały czas byłam w pobliżu. Oczywiście
przyleciałam pierwsza, żeby nie bali się jeszcze bardziej. Ludzie mają zbyt
mały zmysł obserwacji, więc mnie nie zauważyli, ale wszelkiego rodzaju
zwierzęta umykały na choćby najlżejszy podmuch mojego zapachu.
Teraz
odpoczywam pod domem Thomasa. Myślę o naszych wyprawach. Był wspaniałym
towarzyszem i przyjacielem. Pokazałam mu cały świat. Całe Smocze Królestwo.
Poznał je i zdobył wiedzę. Był sierotą, więc nie musiał wracać. Ale zrobił to.
Wrócił jako dorosły mężczyzna. Pomógł zbudować w siłę tę malutką mieścinę w
środku Wilczego Lasu. Dzięki niemu niedługo ma się ona zmienić w pełnoprawne
miasto. Niestety Thomasa już nie ma, ale swoja zadanie na ziemi wykonał. Jestem
tego pewna.
Jego
domek jest malutki. Sam zbudował go na skraju wioski. Pomogłam mu wybrać
najbardziej odpowiednie drzewa do budowy. Teraz mieszkają tu jego dzieci.
Chociaż większość chyba się wyprowadziła. Jest noc, więc dowiem się jutro. Żona
Thomasa nie żyje już kilka lat. Nigdy nie widziałam tak strasznie zrozpaczonego
staruszka, zanim przyszłam na jej pogrzeb.
Słyszę
płacz dziecka dobiegający z wnętrza chatki. Po chwili ciche kroki.
-Co
się stało, kochanie?- to głos Anastazji, najmłodszej córki Thomasa. Nigdy go
nie zapomnę. Jest zbyt podobny do głosu mojej matki. Thomas opowiadał o
podróżach ze mną mieszkańcom wioski i swojej rodzinie, ale nigdy nie spotykałam
się z nikim poza nim. Tylko raz uległam jego prośbom i pozwoliłam mu
przyprowadzić na nasze spotkanie jego bliskich. Anastazja wie jak wyglądam, ale
była mała. Mam nadzieję, że nie przestraszy się.
-Na
dworze jest smok- mówi zapłakany chłopięcy głosik.
-Naprawdę?
Chodź zobaczymy razem.
Słyszę
jak podchodzą do okna. Chłopczyk wstrzymuje powietrze, a matka nie wydaje nawet
najmniejszego dźwięku. Nie ruszam się, aby malec nie rozpłakał się jeszcze
bardziej. Po chwili odzywa się matka:
-Pamiętasz
opowieści dziadka?
-Tak-
opowiada niepewnie dziecko.
-Może
to Hikaru?
-Hikaru!?-
krzyczy chłopiec ni to do mnie, ni to do swojej matki.
-Nie
budź jej, Johnny- karci go matka.
-Ale
ja chcę poznać Hikaru!
Malec
ma szczęście, że to faktycznie ja. Gdyby to był ktoś inny, ten dom już stałby w
płomieniach. Podnoszę głowę na wysokość okna na piętrze. Tego samego przez,
które podglądałam kiedyś Thomasa. Wyczuwam ich przerażenie. Spoglądam na twarze
zastygłe w strachu. Mrugam złotym okiem do Johnny’ego.
-Hikaru…-
szepcze Anastazja- Spóźniłaś się. Ojciec nie żyje. Przykro mi- po jej policzku
spływa łza.
Kiwam
głową na znak, że zrozumiałam. Ona wie, że mogłabym odezwać się w jej umyśle,
ale nie lubię tego robić. Ktoś musi zrobić na mnie wrażenie albo chociaż mocno
mnie zirytować tak jak kapitan żołnierzyków.
-To
jest Hikaru, mamo?
-Tak,
Johnny.
Chłopiec
robi wielkie oczy, a ja nie przestaję się w niego wpatrywać.
-Mogę
do niej iść?
-Nie,
to zbyt niebezpieczne. Poza tym jest środek nocy, powinieneś spać.
Ja
niebezpieczna? Teraz to przesadziłaś, pisklaku! Mam ochotę powiedzieć jej to,
ale zamiast tego odzywam się do dzieciaka.
Mama ma rację. Powinieneś spać. Jak będziesz
grzeczny, to jutro spotkasz mnie bez szyb i ścian.
Johnny
piszczy ze strachu i chowa się za mamą.
-Co
się stało?
-Ty..
nic nie słyszałaś?
-A
co miałabym słyszeć?
Chłopiec
wygląda na mnie zza koszuli nocnej. Mrugam do niego i już mam zamiar położyć
głowę z powrotem na ziemię, ale moich uszu dobiegają głośne przekleństwa
mężczyzn wychodzących z lasu, więc zamiast tego odchodzę.
-Ona
mówiła do mnie- odpowiedział cicho malec.
Uśmiecham
się pod nosem i idę dalej w stronę hałasu wytwarzanego przez żołnierzy. Są tak
zmęczeni wędrówką, że nie zauważają mnie, aż do spotkania pierwszego strażnika,
który krzyczy:
-Smok
za wami!
Odwracają
się gotowi zginąć w obronie wioski. A ja stoję i patrzę tylko na to całe
zbiegowisko. W końcu odzywa się kapitan.
-Całość
stać! To Hikaru.
Wszyscy
chowają broń i głośno przepraszają. Nikt nie chce mnie urazić. Smoki rzadko
pomagają ludziom. Zazwyczaj odchodzą, a w przypadku natrętów zabijają, dlatego
mieszkańcy wioski Thomasa tak reagują.
-Wybacz
Hikaru, nie chcieliśmy…
Nie musisz mnie przepraszać za każdą
naturalną rekcję twojego ludu. Przerywam mu.
-Dobrze..
Jak- jak sobie życzysz. Nie… wolelibyśmy nie budzić całej wioski, aby wybrać
nowego przywódcę dzisiaj. Czy pozwolisz nam odpocząć? Zwołamy radę jutro z
samego rana.
Mam
ochotę wygarnąć mu jego bezsensowne
zachowanie. Ten kapitanek chyba nie rozumie, że ja nie jestem królową.
Żadnej rady. Jeśli mam wam pomóc zrobimy to
na moich warunkach. Jutro możecie sobie wybrać tymczasowego przywódcę. Mam
zamiar najpierw poznać ludzi w tej wiosce, a dopiero później powiedzieć wam kto
się nadaje. Nie będę wybierać spośród wskazanych mi kandydatów. Zrozumiano?
Więcej nie mam zamiaru mu
się tłumaczyć. Nie czekam na odpowiedź. Wracam na mojej miejsce pod domem
Thomasa… czy raczej Anastazji. Po drodze słyszę jak kapitanek płaszczy się
znowu, a potem przekazuje mężczyznom moje słowa.
Kładę
się na swoim miejscu. Żadne oczy nie mogą mnie tu dosięgnąć. Może z wyjątkiem
małego Johnny’ego, ale jego towarzystwo mi nie przeszkadza.
Czeeeeeść...
...po miesiącu!
Trochę zawieruchy miałam z ocenami na koniec roku,
dlatego przepraszam, że zaniedbałam bloga.
Utknęłam trochę z "Polowaniem".
Nie z powodu braku pomysłu na ciąg dalszy. Po prostu
nie bardzo chce mi się przepisywać opowiadania z zeszytu :/
Ale postanowiłam kontynuować "Dzień z życia smoka".
Myślę, że skupię się teraz najbardziej na tym.
Dodatkowo zapraszam na mojego
Więc do zobaczenia ;)
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze!
Każda, choćby najkrótsza, wiadomość daje ogromną motywację do pisania :)